30 października 2008

Pani Prezes... ;P

Nie po to
z liter wyrastasz,
byś w jednym
skończył słowie…


Się dzieje dalej. Moje życie toczy się siłą rozpędu i wychodzi na to, że nabiera coraz większej prędkości. W dniu dzisiejszym (a co, niech zabrzmi patetycznie ;P ) podczas Walnego Zgromadzenia członków Koła Naukowego X w głosowaniu tajnym zostałam wybrana Prezesem w.w. koła. Nie wiem kiedy to się zaczęło, ale już co najmniej od roku słowo „tak” jest najczęstszą odpowiedzią z mojej strony na różne propozycje. I bynajmniej nie mam tu na myśli braku asertywności. Właściwie to dzięki temu w moim życiu zadziało się kilka fajnych rzeczy. I właściwie to dobrze mi z tym.
Czasem, w obliczu kolejnych „propozycji”, które mniej lub bardziej bezpośrednio dostaję od życia, przychodzi obawa. Lęk, że już niedługo nie wyrobię na którymś zakręcie. Ale każda rzecz, której się podejmuję i która kończy się sukcesem, dodaje mi wiary, że jest dobrze. Że nie chodzi tylko o to, że to się „samo dzieje”. Że tak właśnie ma się dziać, bo to właśnie ja jestem w stanie sobie z tym poradzić.
I kurka, podoba mi się to

29 października 2008

Chorobsko mnie napastuje...

Nie strasz mnie
Nie boję się
Czarów, klątw…


……………………………………………………………………………………

Zabierz ode mnie bylejakość dnia, ból w karku, potrzaskane myśli…
……………………………………………………………………………………

No i znowu :/ Znowu jestem chora. Nie. Racjonalizacja. Nie jestem chora. To tylko chwilowe załamanie samopoczucia. TYLKO nieistotne drapanie w gardle, TYLKO chwilowe uderzenia gorąca, TYLKO drobne problemy z koncentracją, TYLKO lekkie bóle wszystkiego. Do jutra przejdzie. Aplikuję sobie wszystko, co mam z dziedziny medycyny farmakologicznej i naturalnej. Albo pomoże albo się przekręcę. Nie mam czasu na lekarzy.
Byle do piątku. Może jakoś wepchnę swoje ciałko plus drugie tyle plecaka do zatłoczonego do granic możliwości pociągu i dotaszczę się na łono rodziny
Tylko Sabat Czarownic stoi pod znakiem zapytania. Ale może nie będzie tak źle. Panna M. musi opuścić Piękne Miasto Kraków w piątek wczesnym rankiem, więc wersja wyjazdowa w czwartek odpada. Spotkanie w Krakowie? Czemu nie. Jak dotrwam oczywiście Ale spróbuję się nie rozsypać

28 października 2008

Nocny gość...

Szczęście przyjdzie do mnie w nocy.
Kiedy już zamknę powieki
na siedem spustów.

Usiądzie przy mnie cicho.
A ja się nie obudzę.
Bo właśnie śnię,
by nie pamiętać,
że dziś nie przyszło do mnie szczęście.

Nim wstanę wzgardzone odejdzie.
A ja witając świt
znów odurzę się
swym oddechem.
I przeżyję kolejny dzień.
Byle do nocy.

27 października 2008

Rytuały...

Przed snem
wypowiedz moje imię
Przybędę wraz ze świtem…


………………………………………………………

Prysznic. Długi i gorący.
Maluję paznokcie na czerwono.
Wychodzę na podbój świata. Jak co dzień…

…………………………………………………………

Się dzieje. Mysz koordynuje fajny projekt. Będzie na niego zapraszać, ale to dopiero w marcu.
W weekend mysz była na szkoleniu. Dowiedziała się trochę na temat źródeł finansowania projektów na uczelni i procedur z tym związanych. Mysz jest teraz mądrzejsza

Poznała też mysz kilka barwnych postaci. Generalnie spędziła przyjemny weekend i poczuła, że wszystko jest na swoim miejscu. Przyjemne uczucie. Wbrew temu wszystkiemu mysz nie ma pomysłu na notkę. Niestety ciągle nie potrafi sobie poradzić z kwestią, na której temat obiecała się nie uzewnętrzniać i tego trzymać się będzie

Pouzewnętrznia się dziś (jak zazwyczaj) do przyjaciółki swej wiernej – Panny M.
A właśnie. W końcu doszło do skutku planowane od miesiąca rytualne, czterogodzinne, międzyzajęciowe spotkanie z Panną M. więc mysz jest pouzewnętrzniana dość dobrze. Co niewątpliwie nie przeszkodzi w dzisiejszym, dalszym rytualnym wylewaniu żali
A jeszcze a’propos rytuałów, to wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że nawet pół roku nie minęło, a spotkanie w gronie babskim pt. „Kobiety-Pistolety” zostanie uskutecznione już w najbliższy czwartek

21 października 2008

Wrrr... Gryzę!

Zaraz trafi mnie szlag! Jak dobrze trafi, to mój komputer przeżyje i nie wyrzucę go przez okno. A nawet jak go wyrzucę to przeżyje, bo mieszkam na parterze. I gdzie tu jest sprawiedliwość??

Uff...



No! Udało mi się odzyskać dźwięk, który zupełnie bez uprzedzenia postanowił opuścić mój komputer. Tak więc wszyscy przeżyją
A teraz pełny relaks z dźwiękiem tłuczonego szkła w tle

Flykkiller_-_Peroxide 

A potem zajęcia do 21 :/ Ale i tak jest pięknie

20 października 2008

Ludzie, ludziki, ludziska...

Światło z kolejnym świtem
ciągle nazywam życiem,
które spokojnie toczy
swą nieuchronność nocy…


W moim życiu są ludzie. Ludzie, których spotykam raz, przelotnie. Z którymi zamieniam kilka zdań, do których się uśmiecham, na których patrzę. Ludzie, którzy mówią mi która godzina. Z którymi zatracam się w rozmowach. Ludzie do których się przytulam. Dla których czasem parzę herbatę.
Dobrze mi z tymi ludźmi. Kocham ich czas, ich ciepło, ich myśli. Cieszę się, że są. Że uśmiechają się do mnie.
Kocham ich za to, że przechodzą przez moje życie. Kocham ich za to, że w nim zostają. Kocham ich za to, że byli, gdzieś są lub kiedyś będą…

18 października 2008

Kasztanowy zegar...

Mój świat drży na pajęczynie
za krótkich spojrzeń, dogasających słów.
A ja chcę zniknąć w sobie.
Tak, jak znikałaby brązowa perła
otulana zieloną, kolczastą łupinką,
gdyby jakiś zegar nakręcić na wstecznym biegu.

Ale zegary nie mają wstecznych biegów.
Zegary w ogóle nie są podobne do samochodów.
I ja znikam w sobie zwyczajnie.
Tak zwyczajnie, jak się pojawiłam.
Szkoda, że nie umiem znikać w pojawianiu się,
a zegary w ogóle nie są podobne do samochodów.

Dziś szczelnie otuli mnie ciepły strumień.
Odgłosy świata zagłuszy szum kropli
roztrzaskujących się o skórę.
Granice mojego ciała wyznaczy mapa
cienkich, gorących stróżek,
spływających do samych stóp.

Co z tego, że zegary nie są podobne do samochodów…

13 października 2008

Słońce łamane przez księżyc...

Biciem kopyt rwę sieci nocy,
skrzydeł szałem przewracam świat,
kiedy myśl mą zamieniam w pocisk
nie ma murów, wędzideł i krat…


Piękna. Ciepła. Złocista. Pełna.
Z pełnym słońcem i pełnym księżycem. I choć Droga Rodzicielka wywołała falę niczym nieukojonej zazdrości, swym telefonem z pozdrowieniami z Pięknych Bieszczadzkich Połonin, to w Parku Jordana też było cudownie:) I bez żadnych mgieł ograniczających widoczność (a dobrze im tak, a co!) W pięknym, gęstym słońcu. Wśród liści majestatycznie kręcących piruety w swej ostatniej drodze. Mrrr…. Co prawda ludzi trochę za dużo jak dla mojej samotniczej natury, ale zawsze można znaleźć jakieś drzewo, pod którym nikt nie siedzi i wystawić pyszczek do promyczków.:)


A tu coś z cyklu: Radosta Twórczość Ludowa

To sobota. A jak najlepiej zakończyć weekend? Oglądając kolejne dzieło mistrza Kusturicy
Najlepiej w doborowym towarzystwie Mistrza Artysty W.
Żeby główne danie lepiej smakowało, wieczór rozpoczynamy od herbatki w Botanice. Jaśminowa. Tak! Mrraaaaauu… Odurzający zapach… Uwielbiam…

Do tego miła konwersacja, przetykana historiami mrożącymi krew w żyłach z cyklu „Dla facetów, dla których jest miejsce w moim gabinecie, nie ma go w moim łóżku” ;P Doprawiona naręczami łachozdzierstwa i zgrabnej autoironii. „Obiecaj mi” – wszystko o co poprosisz! Nikt nie potrafi wprowadzić mnie w taki nastrój jak Kusturica. Może padać, lać, rzucać żabami, a ja i tak będę się cieszyć jak głupia wychodząc z kina. Nawet sama do siebie. Na szczęście nie zawsze. Więc skoro już mam to miłe towarzystwo, to co zrobić z resztą tak ciekawie zapowiadającego się wieczoru? Zjeść zapiekankę grecką w Okrąglaku i wypić piwo w Habanie. Pierwszy zimny dreszcz przeszedł mnie, gdy zobaczyłam zakratowane drzwi Habany. Drugi, gdy ostatnie okienko w Okrąglaku zamknęło się po wydaniu nam zapiekanek. Trzeci, gdy zobaczyłam wygaszone światła na piętrze Krainy Szeptów. Robiło się już całkiem nieprzyjemnie i zaczynałam przyjmować zakłady, czy to godzina dwunasta stała się Godziną Policyjną, czy też wracamy do starej dobrej tradycji Godziny Duchów. No bo przepraszam bardzo, jest niedziela, tak? Godzina dwunasta, zwana północą, tak? Ja wiem, że niedziela to nie sobota. No ale niedziela! Wrrr…

Na szczęście w odmętach gęstniejącej nocy, oprócz nęcącego blasku księżyca, na horyzoncie, niczym światła latarni morskiej, rozbłysły nieśmiałe płomyczki świec i promyczki żarówek u niezawodnego Singera. Opuściwszy w tym miejscu kotwicę, usadowiłam całe swe jestestwo wygodnie na krzesełku, by delektować się tym wieczorem, miejscem i towarzystwem…

9 października 2008

Dzień babiego lata...

Jest jak było
Przed wiekami
Piekło i niebo…


Ten dzień miał być zły. Jak dwa poprzednie. Z bólem w karku i trzaskiem w myślach. A mlecznobiała przestrzeń za oknem bynajmniej nie zachęcała do rozmów na temat nastroju.
Ale na zajęcia dotarłam. Jak mniemam, pod wpływem osiągającej swe wyżyny rezygnacji, która nawet bierny opór uznała za beznadziejny.

A potem było już pięknie. Smużki babiego lata, niczym cięcie skalpelem przeszywały ciepłe powietrze o konsystencji miodu pitnego. Zatrzymywały się na moim czole, na nosie, czasem przewrotnie zahaczając o wargi. Instynktownie pojawiające się rozdrażnienie odfrunęło gdzieś, niesione kolejnym miękkim podmuchem. Uśmiechnęłam się tylko do myśli, że zabawnie tak się całować z jesienią.

Przezornie jednak ciągle piję te okropne mikstury, co to mają mnie postawić na nogi, a po powrocie z uczelni zaraz przepraszam łóżko za to, że o tak barbarzyńskiej porze pozbawiłam je swego ciepła. Ps. Zabawka z pudełka dołączyła do innych bezużytecznych elementów na hałdach niepamięci. Lekcja na dziś:
„Bądź przyjazny ludziom, ale nie staraj się zaprzyjaźnić z wściekłym psem.”

5 października 2008

W pudełku zabawka...

Pamiętaj, że
nie znajdziesz mnie.
Będę gdziekolwiek…




 
Czy może mnie czymś jeszcze zaskoczyć, skoro za każdym razem tak samo wyskakuje z pudełka?

   Podniecenie.

              Rozczarowanie.

                           Podniecenie.  

                                        Rozczarowanie.

                                                       Przyzwyczajenie.

                                                                       Rozczarowanie.

4 października 2008

Ciepło zimnych dni...

Chwila, która trwa
może być najlepszą
z Twoich chwil…


 
Przemoczone buty, zbuntowane włosy, zmarznięte dłonie.
Brak słońca, brak ciepła, brak ciała.

Uśmiech.

Bo z tego wszystkiego biorę to, co zechcę.
Każdą chwilę mogę namalować nie-do-zapomnienia…

Gorący oddech za uchem. Nawet jeśli bez znaczenia.
Leniwie sunące myśli, kiedy moczy je szarobury deszcz.
Długi, ciepły sen w objęciach kołdry i poduszki.
Herbatę z sokiem, następną i następną…. Drobne przyjemności. Lubię…