17 lutego 2010

Reanimacja kwiotka...

Gdzieś w nas stroją namiot cyrkowcy,
Gdzieś w nas płoszą dzieci jaskółki,
Gdzieś w nas grają w karty płomienie,  

Gdzieś w nas…

Storczyk sprawia wrażenie jakby żył. Korzonki podsuszone, zdaje się przestały gnić. Dwa ostatnie kwiatki chwilowo zaniechały opadnięcia. Można się pokusić o stwierdzenie, iż kryzys został chwilowo zażegnany. Tylko moja nadgorliwość kładzie się niepokojącym cieniem na przyszłość kwiotka.


16 lutego 2010

Pomocna łapa...

Słoneczko nasze rozchmurz buzię,
Bo nie do twarzy Ci w tej chmurze.
Słoneczko nasze rozchmurz się,  

Maszerować z tobą będzie lżej…


Słonko już się schowało i nie odbija się w śnieżnych dywanach, które tu i ówdzie zmieniają się w brudne kałuże. W tej pięknej scenerii podjęłam rozpaczliwą próbę uratowania pięknego storczyka, którego uprzednio prawie utopiłam (wskazane przytrzymanie kciuków). Molestujący mnie katar nie poprawia nastroju. Jedynie Kocica wiernie dotrzymuje mi towarzystwa.A to doprowadza mnie do wewnętrznego wrzenia rozgrzebując po raz kolejny ziemię w doniczce, a to wywołuje nieposkromiony śmiech, coraz to nowymi akrobacjami dokonywanymi w czasie snu. Generalnie kocica nie tylko podnosi mnie na duchu swoją obecnością, ale też pomaga w wykonywaniu prostych prac domowych. Dziś na przykład wspierała mnie przy prasowaniu:



W zeszłym tygodniu smażyłyśmy razem pączki:



A wcześniej ścieliłyśmy łóżko:



Cóż ja bym bez niej poczęła?

4 lutego 2010

Wieczór jak dziś...

Kto pierwszy był fakirem? Kto pierwszy astrologiem?
Kto pierwszy został królem, a kto chciał zostać bogiem?
Kto z gwiazdozbioru Vega patrząc na ziemię zgadnie
Kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim ostatni?…



Ciemno już. I zimniej niż kilka godzin temu. Wchodzę do mieszkania. Wita mnie bałagan. Ten sam, który był tu przed moim wyjściem. I Kocica. Jak zawsze stęskniona i warująca pod drzwiami. Oczka jak na zapałkach, ale przecież ona wcale nie spała.

Nie będę sprzątać. Jutro to ogarnę, razem z resztą góry prasowania.

Piwko raz poproszę. Duża łyżka miodu i sporo soku malinowego. Mrrrr… Książka w łapkę i niech się dzieje. Beze mnie.