24 marca 2010

Ćwir, ćwir, ćwir...

Wiosna, cieplejszy wieje wiatr,
Wiosna, znów nam ubyło lat,
Wiosna, wiosna w koło…



Siedzimy sobie z Kocicą i patrzymy jak nam pomidorki rosną. Jak na dwutygodniówki są już całkiem imponujące. A są, bo chciały być. Pewnego dnia o zimowej jeszcze scenerii, sięgnęłam po pomidorka coby go skonsumować. Po rozkrojeniu mój pyszczek przybrał wyraz zdziwienia, gdyż pestki były obficie wyposażone w korzonki, a niektóre nawet wypuszczały już zaczątki listków. Pomyślałam, że takiej okazji nie mogę zmarnować i już po trzech dniach pierwsze zielone główki wychynęły ponad grudki ziemi. No i są. Mają już prawdziwe listki i zaczynają pachnąć. Wiecie, tak jak pomidorki La la la… Zachwycam się

W weekend, w nieśmiałych, wiosennie radosnych promyczkach, po raz pierwszy od prawie pięciu lat miałam okazję zrealizować się we wstępnych pracach ogrodowych zwanych przycinaniem drzewek. Ostatni dzwonek już na nie był. Wieczorem czułam się tak cudownie zmęczona, szczęśliwa i… na miejscu. Nie sądziłam, że tak mi tego brakuje w Grodzie Kraka.

W niedzielę poszperowaliśmy z Księciem trochę na Starociach, czego efektem jest zachwycająca mnie emaliowana miseczka.



Miseczka już niebawem przyjmie kolor wyszperowanego dużo wcześniej czajniczka, gdyż jej aktualna barwa krótko mówiąc do niczego nie pasuje.



Prócz miseczki nalazłam też m.in. spory kawałek pięknej koronki, która już niedługo ozdobi mój prowizoryczny lniany obrus, co uczyni go „prawdziwym” obrusem
Ech, wiosna Książe teraz pracuje do 15 i już niedługo go będę miała, ale do tego czasu mam jeszcze parę rzeczy do zrobienia, więc znikam