2 lutego 2011

Śrubki i zawiaski...

Od dłuższego czasu nie oliwione śrubki i zawiaski przestały mnie lubić. Zwyczajnie. Obraziły się i wszelka współpraca odbywa się z wielką łaską z ich strony. Dupka rośnie coraz większa, brzuszek się z nią ściga, a ja zajadam dwudaniowe, sute obiadki i ruszam się tyle co do tramwaju od czasu do czasu.

Na tę okoliczność, z radością w serduszku, przyjęłam propozycję pouczęszczania na siatkówkę (jest nieźle i coraz lepiej). Radość rozkwitła mocniej, gdy Księciu nie oprotestował kursu tańca towarzyskiego (miało być mocno super).

I wczoraj była pierwsza lekcja. Bolało. Bolało psychicznie, kiedy wspomnienia z lat szkolnych zderzyły się z przykrą rzeczywistością. A rzeczywistość jest taka, że dupką, w rozmiarach przeze mnie posiadanych, macha się trudniej niż w czasach, gdy było jej trochę mniej.

W dodatku – abstrahując od kilogramów, których może nie jest aż tak strasznie dużo – ze smutkiem spostrzegłam, że zwyczajnie brakuje mi ruchu. Te śrubeczki i zawiaski to trzeba jednak podoliwić troszeczkę, bo robi się ze mnie stara pryka. Z Leniem kumplujemy się od lat, więc muszę go wziąć sposobem. Na razie niech będzie to siatkówka i taniec Może nawet nie zauważy zmian i uda mi się ich pomalutku wprowadzić coraz więcej.