Dzieje się. Pomału, ale się dzieje. Jeszcze mówić nie powinnam, ale pewnie niedługo powiem. Ważne zmiany. Cieszą mnie. Są wyczekane. Jeszcze nie całkiem klepnięte, ale obiecane :) Obiecane na poważnie.
Piję więc słodką herbatę z pigwą (wiem, że pigwowcem, ale dla mnie to już chyba zostanie pigwa po prostu). Zagryzam kanapkami. Takimi jak w podstawówce. Pszenna buła, masełko, domowa szynka, ulubiony żółty, śmierdzący niektórym, ser, nieprzyzwoita ilość keczupu. Smakuje mi to jak cholera. Takie to proste. Takie niedietetyczne.
I jesień za oknem znów. Ta moja ukochana. Dziś trochę mokra i chmurna, ale już coraz bardziej kolorowa. Znów przeglądam wnętrzarskie blogi i pisma. I jakiś taki świąteczny nastrój mam. Chciałabym śniegu, choinki i tych wszystkich lampek , błyskotek i dzwoneczków. Ognia na kominku. Choć na chwilę. A potem niech znów będzie jesień. Bo lubię ją.