17 marca 2012

Wsi spokojna, wsi wesoła...

Zatrzymaj się, chmuro, nad nami,
Zatrzymaj się, Boża łąko,
Otul niebiesko – białymi trawami
Wyschnięte maki i kąkol…



Pogoda piękna. Ciepło i słonecznie. Dzień dobiega końca. Uchylam okna i wpuszczam do mieszkania… dym. Trochę uciążliwy, ale… ja lubię ten dym. Zapach palonych traw, ziół i liści. Przywodzi mi na myśl rześkie wieczory późnego lata. Na wietrzonej cały dzień pościeli nie ma już śladów rozgrzanego południa. Jest za to ta woń kołysząca do snu. W takich chwilach bardziej tęsknię za wsią…

13 marca 2012

O intensywności...

Wszystko ucieka gdzieś
Wszystko krąży gdzieś i zanika
Zwykle gubiąc swój sens
Zwykle z tego nic nie wynika
A ja to wszystko mam gdzieś
Póki to jakoś mnie nie dotyka
Póki nie połyka mnie
Póki na skórze mej nie rozkłada się…



Z przepastnych czeluści mojego mini lapka wygrzebałam stary dobry Happysad, który ma tą szczególną właściwość, że przynosi z sobą zawsze jakąś większą intensywność wrażeń. A że dzieje się niedużo, to przynajmniej większa intensywność wskazana. To słucham sobie…

7 marca 2012

Raz na wozie, częściej pod...

I tak to rok zaczął się obiecująco. Luty spełnił obietnice. Marzec odebrał złudzenia.

Trochę zbyt patetycznie, jak na tak prozaiczny temat jakim jest praca.

To była jednak fajna praca. W zawodzie. W dokładnie tym zawodzie do jakiego się od kilku lat przygotowywałam. I raczej nie mam już na taką pracę szans w tym mieście, jeśli jej sobie sama nie zorganizuję. Będę więc organizować. Ale to potrwa.

Tymczasem mój internetowy biznesik, świeżaczek – też z lutego, turla się pomalutku, mam nadzieję, że ku lepszemu. Pstrykam więc zdjęcia, wklepuję kolejne aukcje i pakuję towar w małe paczuszki. To ostatnie lubię najbardziej Z oczywistych względów.

Żałuję jednak tamtej pracy. Mieliśmy już z Połowcem ustalony sympatyczny rytm dnia. Codzienne wychodzenie działało na mnie stymulująco i miałam zdecydowanie więcej energii. Mróz trzaskał, ubierałam się na cebulkę i piłam większe ilości herbaty, ale jakoś tak było dobrze.
Mimo to nie narzekam. Sytuacja moich pracodawców jest dużo smutniejsza od mojej. Trochę mi tylko szkoda. Nie liczę na to, że będę mogła tam wrócić – praca i tak miała być tymczasowa, na okres zastępstwa. Mam jednak nadzieję, że jakoś wyjdą na prostą, bo to dobrzy ludzie.
Minie kilka miesięcy, zanim otworzę własną pracownię. I ciągle zastanawiam się czy ma to sens. W Krakowie jest takich od zatrzęsienia. Do tego niejasne przepisy, które dopiero mają wejść w życie. Brak rozporządzeń, bez których ustawa właściwie nie znaczy nic.
Ale mam pewne atuty, które dają mi szansę na przetrwanie na tym trudnym rynku. No i właściwie czemu nie spróbować? Trzymajcie więc kciuki. Długo i mocno. Przydadzą się.