27 czerwca 2009

"Obracam w palcach zapach świeżo skoszonej trawy"...*

Całe ciało moje trawi głód,
Ostry głód, łaknienie,
Do rąk moich pełzną,
Do mych nóg,
Dłoni Twych płomienie.
Każdej nocy ogień ktoś pali.
Twoje imię woła w dali…


Chciwie szukam ludzi, którzy żyją światem. Którzy mówią światem. Którzy czuja światem. Wkładam palce pomiędzy ich myśli i emocje. Zachłannie gromadzę ich doświadczenia we wszystkich załomkach mojej skóry. Lubię kiedy przepływają przeze mnie. Gdy przepływa przeze mnie świat. Mój. I ich.

Może dlatego znów czytam Whartona. Jeden z Ludzi_w_Moim_Życiu, w innym miejscu zwany Mistrzem Artystą W., z podziwu godnym uporem, powtarza mi w regularnych, na moje szczęście niezbyt bliskich, odstępach świata, że „koniecznie muszę przeczytać Ptaśka”. Przeczytam. Jak przyjdzie na niego czas. Po lekturze „Spóźnionych kochanków” spodziewam się, że z pasją wsiąknę w linijki gęstego druczku. Po pierwszych kilku stronach „Wieści” moje przeświadczenie nie straciło mocy. Za jakiś czas przekonam się czy zyska.

Najpewniej za tydzień, dwa… W pociągu. Relacji Kraków – Jarosław. Tak chce wrócić do domu. Lipcowym upalnym, późnym popołudniem lub wczesnym, długim wieczorem (bo wierzę, że wtedy będzie już prawdziwie wakacyjnie). Upojona zapachem lata i wspomnień. Nie mogę ich odgonić już dwa tygodnie. Przychodzą w najmniej odpowiednich momentach. Są bezczelne i na domiar katuszy bardzo subtelne.
Lubię zanurzać w nich dłonie, a potem dotykać nimi czoła, policzków, szyi… Wmasowywać za uszami i na przegubach nadgarstków… Pachną sianem, maciejką, akacjami i lipami, nagłą burzą i zmęczoną parująca ziemią… 

*Chciałabym kiedyś znów przeczytać ten wiersz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz