Szukam wiatru w polu,
jak to trwa i trwa,
chociaż oczy bolą,
szukam w niebie dna…
Warczenie już myszy przeszło. Teraz głównie mruczy i tylko momentami powarkuje z pewną dozą rezygnacji na myśl o wymaganiach jakie stawia przed nią konieczność spreparowania pracy zwanej magisterską. Mysz się, nawet nie z motyką, a z packą na muchy, na słońce porwała i teraz cierpi. Nikt w szanownym Instytucie nie interesuje się zagadnieniami z zakresu, w którym mysz postanowiła zatopić pazury swej nieujarzmionej ciekawości. A już najmniej zorientowany jest mysi promotor, w związku z czym oczekiwania, co do jego wkładu ograniczają się do spodziewanego „pospieszania”. Heh, ciężki będzie los gryzoni tej wiosny. Na dodatek zła wszelakiego, życie studenckie przestało mysz zupełnie cieszyć. Co ewidentnie nie wpływa dobrze na zapał do pracy.
Najchętniej to by mysz przycupnęła w jakimś wygodnym kąciku, wtulona w cieplutkiego Księcia i przezimowała do dłuższych, słonecznych dni, bo niewątpliwie tam gdzieś, na miękkiej zieloniutkiej trawce, wystawia pyszczek do słońca mysi entuzjazm i ani myśli wracać tu, do tego chmurnego zimna.
Ale nie popada mysz w szaroburą rozpacz. Wystarczy, że niebo jest szarobure. Dla poprawy nastroju przytoczę kilka radosnych promyczków migających wesoło w mysiej codzienności.
1. Herbatka z kwiatu lipy osłodzona cukrem trzcinowym
2. Kocica wdrapująca się na kolana i mrucząca cichutko (chwilowo spoczywająca w innym miejscu)
3. Namiastka kominka, zwana „kozą”, której jeszcze nie ma, ale która będzie i o której sama myśl działa rozgrzewająco
4. Powrót Księcia ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz