6 lipca 2014

La Cota ma wychodne...

Cota od jakichś 2-3 tygodni miewa wychodne. Generalnie jest nie najgorzej. Wraca kilka razy dziennie i zasadniczo nocuje w domu. Niestety odkrywa kolejne atrakcje. Aktualnie na tapecie jest mordowanie.
Była już sikorka i dwie jaszczurki, z czego jedną udało się uratować. To z tego, co trafiło do domu. W związku z powyższym, po raz kolejny postanawiamy, że Cota jednak zwierzem wychodzącym nie będzie. Cota postanawia inaczej. Ostatnie takie postanowienie miało miejsce o godzinie 21:30 w dniu dzisiejszym. A że w tym czasie mieliśmy gości z równie, a nawet bardziej, niewychodzącym futrzakiem, drzwi na taras musiały zostać zamknięte. Ale wołam sierściucha co jakiś czas. Pojawia się, ale moja łagodna i kojąca mowa jej nie przekonuje i daje nura w krzaki.
Goście poszli, otwieram drzwi, wołam, nic. Posprzątałam ze stołu. Wołam znowu. Jest, podeszła do drzwi, zobaczyła, że wszystko w porządku i ... poszła w swoją stronę.
Odpalam lapka, przeglądam fejsa, odwiedzam ulubione blogi - wreszcie mam czas, żeby je przeczytać. Jest, wchodzi. Staram się odczekać chwilę. Jak się zerwę, żeby zamknąć drzwi, to zdąży zwiać. Niech wejdzie głębiej. Zdążyła. Damn it.
No to sięgam po mój świeżo tapicerowany na zielono fotelik. Ustawiam przy drzwiach. Uhmmm... Wygodny. Udał mi się. No to siedzę sobie. Wołam co chwilę, bo mam zamiar w końcu odespać wczorajsze urodziny Małża. Nic.
Otwieram ostatniego bloga. Czytam. Wchodzi. Trzask. Szybkim ruchem zamykam drzwi. Opuszczam roletę. Dziękuję. Dobranoc. Koniec historii.


2 komentarze:

  1. Tak one mają, drapieżcy...
    Mam nadzieję, że mój blog zmieścił się w tej serii do wyczekania ;-)
    Rzadko piszesz, Myszko.
    Ściskam czule ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana! Do Ciebie zawsze zaglądam z przyjemnością i trzymam mocno kciuki za Wasze sprawy i chudobę :) Z blogiem mi jakoś ostatnio było nie po drodze, ale ciągle nie mówię żegnaj :)

      Usuń