Bez świeczek w opisach, czarnych wstążek w profilach i nonsensownych linków – noszę żałobę w sobie. Za tymi ludźmi, których mimo woli widywałam w telewizji. Którzy mnie irytowali, wkurzali nieraz, których nie lubiłam słuchać. O których niejednokrotnie myślałam. Po prostu myślałam – nieważne czy dobrze czy źle. Mogłam o nich myśleć, bo ich istnienie było w mojej świadomości. Teraz w mojej świadomości jest ich nieistnienie. Dlatego jest mi źle i dlatego płaczę.
Płaczę ze względu na prezydenta, na którego nie głosowałam i którego nie lubiłam. I mam żal, że dopiero teraz widzę, że ten człowiek się uśmiechał i dopiero teraz słyszę, że był dowcipny, empatyczny i miał tyle zalet. Mam żal do telewizji, bo to było moje jedyne źródło informacji i w którymś momencie nie mówiło mi prawdy.
Najbardziej jednak ściska mnie coś za gardło na myśl o Pierwszej Damie. Myślę, że wiele osób podzieli moje zdanie – na początku, przynajmniej ci, którzy, tak jak ja, nic o niej nie wiedzieli, nie sądzili, że sobie poradzi. A Ona sobie radziła. Może nie piękna, ale zawsze elegancka. Może nie przebojowa, ale zawsze z własnym zdaniem. Bez rozgłosu, ale z wielką godnością i adekwatnością pełniła rolę, o którą nie prosiła, godząc ją ze swoją naturalnością i bardzo pozytywną zwyczajnością. Powinna pełnić ją nadal…
Tak się nie robi. Nie znika się nagle z życia. Nie zostawia się miejsca, w którym się było, pustym. Nie powinno się…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz