26 kwietnia 2010

Poniedziałek...

Potrzebuję wczoraj aj, aj, aj, aj  
takie dziwne coś…


…W sumie to bym poszła spać. Nie chce mi się absolutnie nic. Po dwóch dniach teoretycznego lenistwa, gdy zamiast do południa spałam: w sobotę do 7:30 – bo chciałam Księciu pomóc w drobnych pracach fizycznych, w niedzielę do 7:00 bo się wyspałam. Dziś za to bardzo znielubiłam budzik, bo jak otworzyłam jedno oko, by na niego zerknąć, ukazała mi się godzina 6:10 (budzik nastawiony na 6:15) – ani wstawać ani spać.

Praktyki przetrwałam, nawet nie zasnęłam w tramwaju, w drodze tak ku przeznaczeniu, jak i z powrotem. Powrót nastąpił przed dwiema godzinami i niósł ze sobą mocne postanowienie rozesłania w końcu tych cholernych testów (czyt. badania do magisterki). Niestety, jak już mam internet, to poczta się za nic włączyć nie chce. I tak wykonuję całą listę bezcelowych czynności na kompku, ogryzam wędzonego tuna, zagryzam go blu-pleśnią i myślę sobie, że nie chce mi się myć garów.

Na domiar bezsensu Księciu jeszcze z półtora godziny będzie się plątał gdzieś po Krakówku, załatwiając rzeczy ważne.

I tak siedzimy sobie z Kocicą. Znaczy się ja siedzę z Kocicą. Kociaca ze mną siaduje.

W związku z powyższym pójdę jednak spać. Na chwileczkę. Taką maluteńką drzemkę sobie utnę. Aż wróci Księciu. I już się biorę do pracy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz