22 czerwca 2010

Lista rzeczy wydarzonych...

Orkiestra gra,
jeszcze tańczą
i drzwi są otwarte…



Od czasu kiedy ostatni raz chciało mi się pisać, wiele się wydarzyło. Rzeczy drobnych i niedrobnych.

Kocica się wylaszczyła (jak to Księciu po swojemu komentuje), znaczy się zrzuciła zimowy brzuszek i dupeczkę i znowu jest chuda jak przecinek.

Mój warzywny skrawek ziemi, który uprawiam z wielkim zapamiętaniem, został dwa razy utopiony (nie mylić z powodzią na jego terenie – co to, to nie) i raz zjedzony przez ślimaki, ale już się pomału odkuwa. Co prawda pierwszy rzut ziół nie pofatygował się wychynąć spod ziemi, niemniej drugi siew był bardziej szczęśliwy i już wszystko, co w ziemię zostało rzucone wystawiło łebki do słońca.

Podziwialiśmy krokusy w Dolinie Chochołowskiej.



Skończyliśmy budować szklarenkę, w której nawet zmizerniałe pomidorki-samosiejki wzięły się do życia

Zwiedziliśmy park i pałacyk w Krzeszowicach.



Upolowaliśmy biedronkę doglądającą swojej trzódki.



Potem zwiedziliśmy też Tenczynek.



Białe klosze lamp stały się zielonymi kloszami lamp.



Odwiedziliśmy (ja i Księciu) wraz z Księgowym i Księgówką po raz kolejny Kotlinę Kłodzką. Decyzja o wizycie tydzień po długim weekendzie majowym, okazała się być dużo trafniejsza od ubiegłorocznej, wybierającej wspomniany, zatłoczony weekend. Zwiedziliśmy spokojnie Szczeliniec (bez towarzystwa dziewcząt w japonkach i młodzieńców z piwkiem w ręce jest tam dużo przyjemniej) oraz Błędne Skały, które to podziwiałam po raz pierwszy, a właściwie to najbardziej podziwiałam, a raczej radowałam się, drogą do/na, która to opustoszała wielce była i niemniej urokliwa. Do kompletu oblukaliśmy też czeskie Skalne Miasto. Przyznaję, że każde z wymienionych miejsc jest oryginalne i ma swój własny urok i czar

Ja nadprogramowo zachwycałam się, jak zawsze, małomiasteczkową atmosferą Polanicy, gdzie mamy stałą bazę. W drodze powrotnej spenetrowaliśmy też kopalnię złota w Złotym Stoku. Zrobiła na mnie bardzo pozytywny wrażenie, głownie w marketingowego punktu widzenia. Godny uwagi jest fakt, że w naszych, ciągle w tym zakresie smutnych, realiach są osoby, które umieją wykorzystać potencjał miejsc takich jak to.

Wizyta w szperowni zaowocowała lampą naftową,



glinianym dzbankiem,



pięknym słojem,



oraz moją bezgraniczną radością

Psiapsióła-ma-od-pieluch powzięła decyzję nie tyle nagłą, co pewną i konsekwentnie wzięła sobie za męża swego dotychczasowego partnera. Ślub przetrwałam dzielnie, roniąc tylko jedną nieokiełznaną łzę, gdy wychodzili z kościoła. Już bardziej „moja półka” nie może być, może dlatego tak się wzruszyłam. Psiapsiółce niniejszym ślę serdeczności na to słodkie dożywocie.

W następnej kolejności Rodziciele moi świętowali Srebrne Gody. W zasadzie to dziś ta uroczysta data wypada, więc ściskam mocno oboje * Ach ten figlarny uśmiech mamy i błysk w oku taty – niezawodny sposób na mój dobry humor przez cały wieczór

A z ostatniej chwili – po raz kolejny przegrałam z Księciem w Osadników z Catanu :/ Buu…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz