Normalnie szaleństwo. Dwa tygodnie temu rasowa zima, a dziś pełnia lata. Jestem cała zakurzona i podrapana, ale szczęśliwa. Rzuciłam się na ogród jakby nic innego na świecie nie istniało. Dziś przenosiłam resztę rozproszonych roślin kwitnących na rabatę kwiatową.
Uwielbiam kwiaty. Uwielbiam ich kolory i zapachy. Nie lubię za to jak są zagubione, rozrzucone po różnych dziwnych miejscach, samotne. Tu piękna lilia notorycznie koszona przez Małża. Tam rządek michałków stoi opuszczony i nic nie podkreśla ich jesiennego uroku. Jeszcze gdzie indziej malutki krzaczek azalii nie dość, że od północy i w cieniu, to gubi się zupełnie wśród okazałych iglaków.
Za każdym razem, gdy coś takiego wypatrzę, to zaraz przenoszę na bardziej eksponowane miejsca. Kwiatów w tym ogrodzie nigdy nie było zbyt wiele. Miał być ładny i prosty w utrzymaniu. I był. Teraz będzie inny. Wiem, że sama na siebie bicz kręcę, ale kiedy ja tak bardzo je lubię. Każdy nowy zielony łepek wychylający się spośród grudek ziemi witam z dziką radością. Niech rosną jak najbujniej i cieszą moje zmysły.
Powinnam skończyć sprzątać pracownię, bo jutro przychodzą banery, wizytówki i inne takie. Ale chyba pójdę poprzerzucać kompost. Trzymajcie za mnie kciuki, bo w poniedziałek otwieram i zamiast dopinać wszystko na ostatni guzik sami widzicie, co robię ;)
Trzymam kciuki, powodzenia. A ogród niech pięknieje.
OdpowiedzUsuńPowodzenia Myszko.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dobrze robisz, Myszko! Pracownia i tak dopnie się - trzymam kciuki za spektakularny sukces! - a ogród nie może czekać. Wiem z doświadczenia, jak to wciąga... jak kręcą te "zielone łepki" ;-)
OdpowiedzUsuńPrzerzucanie kompostu bardzo romantyczne ;)) Ściskam;)