Cudnie jest. No po prostu cudnie. Mysz niecierpliwie zaciera łapki na myśl o przeprowadzce. Małż dokłada wszelkich starań by w weekend majowy była możliwa.
A mysz nie może się doczekać, bo chce jak najszybciej być bliżej ogrodu. Wczorajsze popołudnie było tak fantastyczne w swej prostocie, że aż nie mieści się pomiędzy mysimi uszami myśl, że mogła dotychczas spędzać takie chwile inaczej.
A chodzi o tak banalną rzecz, jak czas spędzony na wiklinowej ławeczce, z pyszczkiem wystawionym do słońca, z książką, zapachem fiołków i świergotaniem ptaków. No po prostu cudnie.
Mysz snuje piękne imaginacje o posiłkach na tarasie, relaksie na kocyku w cieniu jabłoni i aromaterapii z własnego ogrodu.
W związku przenosinami warzywnika wieloletnie zioła mysz przesadziła na rabatę kwiatową. Ale zostało jeszcze część oregano, mięty i melisy cytrynowej, którą mysz uwielbia i bez której nie wyobraża sobie owocowej sałatki, więc im więcej melisy tym lepiej. Szkoda było wyrzucić to całe dobro na kompost, a wśród kwiatów nie ma już miejsca na rośliny o tak wybujałym ego. Wsadziła więc mysz wszystko do donic i ustawiła przy wejściu na taras. Obok lawendy uratowanej przed cieniem północnej strony domu i niewielkiego modrzewia.
Tam te wszystkie zioła i zielska mogą się rozrastać do woli, a raczej do granic donic, nie spędzając snu z mysich powiek koszmarami o mięcie która opanowałam całą rabatę i objęła krwawy dyktat nad ledwie zipiącymi roślinkami innych maści.
Ale dość już tych ogrodowych wywodów. Czas zakasać rękawy, bo okna w pracowni się same nie umyją.
Banalne rzeczy są najprzyjemniejsze... aczkolwiek czasu na ławeczkę zawsze za mało. Mięta rozrasta się pięknie i swoim zapachem wynagradza bezwzględność w ekspansji. No i przecież jest niezbędna do tych letnich drinków, pitych bez pośpiechu na wiklinowej ławeczce ;-) Ech, pomarzyć... Proszę o więcej danych o pracowni, trzymam kciuki i ściskam;)
OdpowiedzUsuń