15 kwietnia 2013

Kilka słów o zwierzyńcu...

Do serca przytul psa,
Weź na kolana kota,
Weź lupę popatrz - pchła,
Daj spokój, pchła to też istota...


W naszym miejscu żyją z nami nasi mali milusińscy. Niektórzy z Was pewnie dobrze wiedzą o jednym z futrzaków, ale pozostałym go niniejszym przedstawiam:

Oto przed Państwem Panakota, znana również jako Helena, Lenka, Pani Kotek lub po prostu Kocica.


Panakota jest z nami od czerwca 2009 roku, czyli niedługo minie 4 lata. Swoje kocie cztery lata już skończyła, bo gdy przygarnęliśmy ją ze schroniska, była oceniana na około 10 miesięcy. Miała już wtedy za sobą trudne przejścia i bardzo długo się z nami oswajała. Teraz nie ma śladu po tym wystraszonym futerku, któremu tydzień zajęło oswojenie się do tego stopnia, żeby usiąść ze mną na tej samej kanapie. Oczywiście w bezpiecznej odległości, czyli na drugim jej końcu ;)
Panakota jest rasową kocicą w znaczeniu takim, że chodzi wybitnie własnymi drogami. Robi to co chce, wtedy kiedy chce. Nie przysparza nam na szczęście zbyt wielu kłopotów, ale Małż często narzeka, że kot jest od mruczenia i przytulania, a ten nasz to ma jakiś defekt, bo przyłazi tylko jak ma na to chęci i odpowiedni nastrój. I że w ogóle nie ma to jak pies, co przybiegnie na wołanie, zamerda ogonem, ucieszy się na twój widok. Ja to się zupełnie z Małżem nie zgadzam, bo Panakota jest kochana, zabawna i całkiem przytulasta, ale między innymi z wyżej wymienionych powodów jest pies.

Niniejszym przedstawiam - Pani Kreska


Pani Kreska imię swe zawdzięcza białemu pasemku futerka, właśnie owej kresce, którą dumnie nosi pomiędzy przednimi łapami. Być może kiedys je zademonstrujemy, gdy Kreska ogarnie trochę o co chodzi z aparatem. Do naszego miejsca przybyła w lutym tego roku również ze schroniska. Miłość wybuchła od pierwszego spojrzenia tylko i wyłącznie, bo Kreska została nam objawiona przez internet. Nie wiemy dokładnie ile ma lat. Do przytuliska została przywieziona w grudniu 2011 roku i wtedy była oceniana na dwa. Zakładamy, że może mieć około trzy/cztery.

Kreseczka również nie miała łatwego życia. Ciągle się oswaja. Choć widzimy duże postępy, to serduszko mi się rozpoławia, gdy widzę jak się kuli, kiedy biorę do ręki choćby mopa. Jest przerażona. Za to prawdziwą radość dają takie momenty, jak na przykład ten, gdy pierwszy raz wybiegała na pole z zadartym do góry ogonem, którym łopotała jak chorągiewką. Do dziś śmieję się gdy tak wciąga flagę na maszt zbiegając po schodach. Stają mi wtedy przed oczami te wszystkie kreskówki, w których zza płotka widać tylko "tuptający" ogon ;)

5 komentarzy:

  1. Witaj Myszko wraz z całą menażerią :-)
    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana! Wreszcie dotarłam do Ciebie :)A z kotami to tak jest, że to one przychodzą i pozwalają się kochać i nie można zrobić nic im na przekór...

    OdpowiedzUsuń
  3. Fantastyczne masz te zwierzaki :) Panakota wygląda prawie tak samo, jak mój Behemot, a Kreska i jej historia przypomina mi naszą Miszę, której niestety już z nami nie ma.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Myszko kochana, jak fajnie, ze znowu jesteś! Przeczytałam kilka postów wstecz... widzę, że zmiany... te na lepsze;) i te... smutne, które trzeba oswoić.
    Menażeria urocza, widać miłość w tych spojrzeniach ;-))
    Wszystkiego dobrego i powodzenia, ściskam czule ;)

    ps
    Ale koniecznie wyłącz w ustawieniach weryfikację obrazkową, bo naprawdę można się wkurzyć przy kolejnej nieudanej próbie wklepania tych robaczków ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Załatwione :) Tak miłej prośbie nie mogłam odmówić ;)

      Usuń