9 października 2008

Dzień babiego lata...

Jest jak było
Przed wiekami
Piekło i niebo…


Ten dzień miał być zły. Jak dwa poprzednie. Z bólem w karku i trzaskiem w myślach. A mlecznobiała przestrzeń za oknem bynajmniej nie zachęcała do rozmów na temat nastroju.
Ale na zajęcia dotarłam. Jak mniemam, pod wpływem osiągającej swe wyżyny rezygnacji, która nawet bierny opór uznała za beznadziejny.

A potem było już pięknie. Smużki babiego lata, niczym cięcie skalpelem przeszywały ciepłe powietrze o konsystencji miodu pitnego. Zatrzymywały się na moim czole, na nosie, czasem przewrotnie zahaczając o wargi. Instynktownie pojawiające się rozdrażnienie odfrunęło gdzieś, niesione kolejnym miękkim podmuchem. Uśmiechnęłam się tylko do myśli, że zabawnie tak się całować z jesienią.

Przezornie jednak ciągle piję te okropne mikstury, co to mają mnie postawić na nogi, a po powrocie z uczelni zaraz przepraszam łóżko za to, że o tak barbarzyńskiej porze pozbawiłam je swego ciepła. Ps. Zabawka z pudełka dołączyła do innych bezużytecznych elementów na hałdach niepamięci. Lekcja na dziś:
„Bądź przyjazny ludziom, ale nie staraj się zaprzyjaźnić z wściekłym psem.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz