13 października 2008

Słońce łamane przez księżyc...

Biciem kopyt rwę sieci nocy,
skrzydeł szałem przewracam świat,
kiedy myśl mą zamieniam w pocisk
nie ma murów, wędzideł i krat…


Piękna. Ciepła. Złocista. Pełna.
Z pełnym słońcem i pełnym księżycem. I choć Droga Rodzicielka wywołała falę niczym nieukojonej zazdrości, swym telefonem z pozdrowieniami z Pięknych Bieszczadzkich Połonin, to w Parku Jordana też było cudownie:) I bez żadnych mgieł ograniczających widoczność (a dobrze im tak, a co!) W pięknym, gęstym słońcu. Wśród liści majestatycznie kręcących piruety w swej ostatniej drodze. Mrrr…. Co prawda ludzi trochę za dużo jak dla mojej samotniczej natury, ale zawsze można znaleźć jakieś drzewo, pod którym nikt nie siedzi i wystawić pyszczek do promyczków.:)


A tu coś z cyklu: Radosta Twórczość Ludowa

To sobota. A jak najlepiej zakończyć weekend? Oglądając kolejne dzieło mistrza Kusturicy
Najlepiej w doborowym towarzystwie Mistrza Artysty W.
Żeby główne danie lepiej smakowało, wieczór rozpoczynamy od herbatki w Botanice. Jaśminowa. Tak! Mrraaaaauu… Odurzający zapach… Uwielbiam…

Do tego miła konwersacja, przetykana historiami mrożącymi krew w żyłach z cyklu „Dla facetów, dla których jest miejsce w moim gabinecie, nie ma go w moim łóżku” ;P Doprawiona naręczami łachozdzierstwa i zgrabnej autoironii. „Obiecaj mi” – wszystko o co poprosisz! Nikt nie potrafi wprowadzić mnie w taki nastrój jak Kusturica. Może padać, lać, rzucać żabami, a ja i tak będę się cieszyć jak głupia wychodząc z kina. Nawet sama do siebie. Na szczęście nie zawsze. Więc skoro już mam to miłe towarzystwo, to co zrobić z resztą tak ciekawie zapowiadającego się wieczoru? Zjeść zapiekankę grecką w Okrąglaku i wypić piwo w Habanie. Pierwszy zimny dreszcz przeszedł mnie, gdy zobaczyłam zakratowane drzwi Habany. Drugi, gdy ostatnie okienko w Okrąglaku zamknęło się po wydaniu nam zapiekanek. Trzeci, gdy zobaczyłam wygaszone światła na piętrze Krainy Szeptów. Robiło się już całkiem nieprzyjemnie i zaczynałam przyjmować zakłady, czy to godzina dwunasta stała się Godziną Policyjną, czy też wracamy do starej dobrej tradycji Godziny Duchów. No bo przepraszam bardzo, jest niedziela, tak? Godzina dwunasta, zwana północą, tak? Ja wiem, że niedziela to nie sobota. No ale niedziela! Wrrr…

Na szczęście w odmętach gęstniejącej nocy, oprócz nęcącego blasku księżyca, na horyzoncie, niczym światła latarni morskiej, rozbłysły nieśmiałe płomyczki świec i promyczki żarówek u niezawodnego Singera. Opuściwszy w tym miejscu kotwicę, usadowiłam całe swe jestestwo wygodnie na krzesełku, by delektować się tym wieczorem, miejscem i towarzystwem…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz