29 września 2008

Ostatnie wakacyjne podrygi...

Tu na poddaszu 
Mam wytarte kąty 
Drzwi na cztery strony 
Łóżko z widokiem na sny o Tobie 
Okno – pejzaż słowny…

Los był łaskawy dla gryzoni w miniony weekend. Po weselnych pląsach, jakie mysz uskuteczniała w sobotę wzbogaciła się jedynie o dwa siniaki na stopie lewej oraz trzy na stopie prawej, z czego dwa ostatnie trofea pod prawą kostką zewnętrzną, zdobyte w czasie ostatniej piosenki.
Jak z powyższego opisu jasno wynika wesele było niezwykle udane. Mysz się nieco wzruszyła kilka razy, na szczęście niewzruszony pozostał makijaż.
W tym miejscu Młodej Parze mysz składa gratulacje od serca po raz n-ty i cytując pewnego młodego dżentelmena z Wieczoru Panieńskiego, którego na potrzeby niniejszej notki nazwiemy Panem od Pizzy, mysz życzy „miłej niewoli”
A teraz chciałabym podziękować mamie, tacie i wszystkim przyjaciołom, bez których nie mogłabym się tak wspaniale bawić owej nocy. Eee, nie, to nie ta kwestia. Tak czy inaczej owe tańce, hulanki, swawole zaliczamy do szczególnie udanych i wracamy do rzeczywistości.
Rzeczywistość zaczyna się o 10:30 dnia następnego, czyli o dużo za wcześnie, ale na szczęście dość bezboleśnie (kwestię stóp szczelnie zakrywa zasłona milczenia), bo mysz kierowcą była i kropka.

W celu zrealizowania ostatniej już (chyba) misji wakacyjnej, nie zważając na przerażenie malowniczo przebijające się spod warstw dzielnie przywołanej obojętności na twarzy Głowy Rodziny, mysz wsiadła do pojazdu mechanicznego dwuśladowego i ruszyła na spotkanie przeznaczenia. Przeznaczenie spotkała po ok. 25 min. Witało ją jak zawsze szerokim uśmiechem i diabelskimi ognikami w brązowych oczkach.

Tak właśnie rozpoczęło się tradycyjne raz-na-roczne spotkanie z fruwającym elementem klasy licealnej, zwanym dalej Szczygło, towarzyszką mą w niedoli szkolnej ławy i starciach z wielkimi porcjami frytek. Po wylaniu wiader żali pod adresem niesprawiedliwości świata wszelakich, litaniach narzekań w stronę „tych okropnych facetów” (to mysz) i pełnych niedowierzania wyznań na temat „jego anielskiej cierpliwości” (to Szczygło) dopełnionych obaleniem kartonu soku limonkowego i obietnicami rychłej rewizyty pod krakowskim adresem, mysz ponownie zajęła wygodne miejsce w pojeździe mechanicznym dwuśladowym. Nie czyniąc przy tym żadnych szkód we florze, faunie i przyrodzie nieożywionej, mysz ruszyła w kierunku zachodzącego słońca, które zazwyczaj zachodzi gdzie indziej, ale w zaistniałych okolicznościach nie było to istotne, bo generalnie dawno już było po zachodzie. 

Ps. A dziś się mysz w końcu wyspała I na jutro też jest taki plan, bo znów żyje po krakowsku A wiecie, że jak się do Krakowa jedzie pociągiem o 16:26 to się jest na miejscu ciemnym wieczorem? Mysz nie wiedziała. Jeszcze dwa tyg. temu było inaczej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz